Wiara jest zaufaniem temu, co do czego mam powód wierzyć, że jest prawdziwe. (J.P. Moreland)

Wiara religijna i zabobon są czymś całkowicie różnym. Drugie wypływa z lęku
i jest rodzajem fałszywej nauki. Pierwsze jest ufnością. (L. Wittgenstein)

W sytuacji niepewności poznawczej, w jakiej znajduje się człowiek odnośnie istnienia Boga, bardziej racjonalnym jest
- w świetle posiadanych racji za i przeciw - a także bardziej owocnym społecznie i egzystencjalnie (dla ludzkich zbiorowości,
jak i dla wzrostu moralno-duchowego jednostki) opowiedzieć się za Jego istnieniem i podjąć ryzyko wiary.
Wielkie, wiarygodne i ważkie aksjologicznie idee wymagają bardzo silnych racji, aby mogły zostać odrzucone.
Ateizm nie posiada silnych i spójnych racji podważających teizm (wiarę w osobowego Boga), jest też jednym z najsłabiej filozoficznie
uzasadnionych światopoglądów, tym samym opowiedzenie się za teizmem jawi się jako akt bardziej spójny intelektualnie
i właściwszy moralnie.
(przekonanie własne)

sobota, 22 czerwca 2019

Budda oczami chrześcijan (bardzo krótki przekrój przez długie dzieje)

Pierwszą po stronie chrześcijańskiej wzmianką o Buddzie jest zapis u Klemensa Aleksandryjskiego (ok. 150-217). Odnotował on, że: „wśród Hindusów znajdują się tacy, którzy przestrzegają przykazań pewnego Buddy, który ze względu na swoją wielką świętość czczony jest przez swoich wyznawców jako bóg” (Stromata I, 15*). Imię „Budda” względnie „Butta” pojawia się w Stromata wielokrotnie. Przyjmuje się, że Klemens Aleksandryjski jest jedynym ojcem Kościoła, który mówi o Buddzie. (...)


W średniowieczu, w wieku VII i VIII, buddyzm obecny był w legendzie: „Historia budująca lub żywot Barlaama i Jozafata (link)”. Budda został potraktowany w niej jako święty chrześcijański.  (...) Marco Polo, przebywający w Chinach w latach 1274-1295, przekazał wyjątkowo piękną relację o Buddzie: „Czynił on liczne umartwienia, jakby był chrześcijaninem, jeśli byłby on nim, byłby zapewne wielkim świętym z naszym Panem Jezusem Chrystusem, ze względu na swoją dobroć i swoje postępowanie”.


W okresie nowożytnym szczególną rolę w spotkaniu chrześcijaństwa z buddyzmem i w ogóle kulturą Dalekiego Wschodu odegrali dwaj misjonarze jezuiccy: św. Franciszek Ksawery (1506-1552) i Matteo Ricci. Pierwszy z nich, poprzez Indie, Cejlon, dzisiejszy Mozambik, Malezję i Indonezję, dotarł w r. 1549 do Japonii. Tutaj starał się poznać najpierw kulturę, język i religię tego kraju. Zwiedzał japońskie klasztory i przypatrywał się uważnie czczonym w nich bóstwom. Chcąc prowadzić konstruktywne dysputy z buddyjskimi bonzami sekty Shingon, Franciszek Ksawery przetłumaczył łacińskie słowo Deus na Dainichi. Tym terminem określano w sekcie jedną z manifestacji jedynego Buddy, nazywanego Dai-nici (Mahawajroczana). Jego ciałem był wszechświat, wszystkie zaś zjawiska objawieniami tego ciała. Później jednak, Ksawery słowo Deus zastąpił terminem Deusu, który jakoby bardziej odpowiadał językowi japońskiemu. Niestety, początkowo dobre relacje między jezuitami a buddyjskimi bonzami, uległy z czasem zdecydowanemu pogorsze¬niu. Zakazano głoszenia religii chrześcijańskiej, a za jej przyjęcie wprowadzono w Japonii karę śmierci (...).

 ______________

Całość jest cytatem z artykułu ks. prof. dr hab. Leonarda Fica Chrześcijaństwo i buddyzm: od spotkania do dialogu (pełny tekst w pdf tutaj).

* W języku polskim Stromata ukazały się jako Kobierce (pełny tytuł: Kobierce zapisków filozoficznych dotyczących prawdziwej wiedzy, wydanie 2-tomowe z 1994 r. - przypis mój).


* * *  

Istniał jeden jedyny człowiek, który mógłby nasuwać myśl, że jest w pewnym sensie podobny do Jezusa: Budda. Człowiek ten stanowi wielką tajemnicę. Przebywa on w kręgu straszliwej, nieomal nadludzkiej wolności, zarazem mając w sobie dobroć, przemożną jak jakiś światowy żywioł. Może Budda będzie tym ostatnim, z kim chrześcijaństwo winno się skonfrontować. Nikt bowiem jeszcze nie powiedział, co oznacza on z chrześcijańskiego punktu widzenia. Być może Chrystus miał nie tylko poprzednika ze Starego Testamentu - Jana (Chrzciciela - przyp. autora bloga), ostatniego z proroków - ale również wcześniejszego, z samego serca antycznej kultury, Sokratesa, a także trzeciego, który wypowiedział ostatnie słowo wschodniego religijnego poznania i przezwyciężenia siebie: Buddę. Budda jest wolny, ale jego wolność nie jest wolnością Chrystusa. Może oznacza ona tylko ostateczne, straszliwe, ale zbawienne poznanie marności upadłego świata (...).  

Jeden jedyny człowiek próbował na serio wniknąć w samo sedno istnienia: Budda. Chciał on czegoś więcej niż tylko stać się lepszym, albo wychodząc ze świata znaleźć pokój. Podjął dzieło niewyobrażalne: pozostając w ziemskiej egzystencji, zapragnął dźwignąć ją jako taką z posad. Tego, co rozumiał pod nazwą nirwany - ostatecznego przebudzenia, ustania iluzji istnienia - z perspektywy chrześcijańskiej nikt jeszcze chyba nie pojął i nie ocenił. Ten, kto by to chciał uczynić, musiałby stać się całkowicie wolny w miłości Chrystusa, zarazem jednak żywić głęboką cześć dla owej tajemniczej postaci z szóstego wieku przed narodzeniem Pana (...).   

Romano Guardini, jeden z największych teologów XX wieku, w: Bóg. Nasz Pan Jezus Chrystus, Osoba i życie, Fronda 1999.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz