Wiara jest zaufaniem temu, co do czego mam powód wierzyć, że jest prawdziwe. (J.P. Moreland)

Wiara religijna i zabobon są czymś całkowicie różnym. Drugie wypływa z lęku
i jest rodzajem fałszywej nauki. Pierwsze jest ufnością. (L. Wittgenstein)

W sytuacji niepewności poznawczej, w jakiej znajduje się człowiek odnośnie istnienia Boga, bardziej racjonalnym jest
- w świetle posiadanych racji za i przeciw - a także bardziej owocnym społecznie i egzystencjalnie (dla ludzkich zbiorowości,
jak i dla wzrostu moralno-duchowego jednostki) opowiedzieć się za Jego istnieniem i podjąć ryzyko wiary.
Wielkie, wiarygodne i ważkie aksjologicznie idee wymagają bardzo silnych racji, aby mogły zostać odrzucone.
Ateizm nie posiada silnych i spójnych racji podważających teizm (wiarę w osobowego Boga), jest też jednym z najsłabiej filozoficznie
uzasadnionych światopoglądów, tym samym opowiedzenie się za teizmem jawi się jako akt bardziej spójny intelektualnie
i właściwszy moralnie.
(przekonanie własne)

niedziela, 21 lipca 2019

Kto jest wybrany?

Wielu jest powołanych, lecz mało wybranych (Mt 22, 14)
Kim są "wybrani"? I czy Bóg wybiera sobie jakąś uprzywilejowaną część spośród powołanych, resztę odrzucając?
Ten, kto Mnie wybierze - jest wybranym Moim  (Pan Jezus do Anny Dąbskiej*)
_____________

* Anna, Pozwólcie ogarnąć się miłości, 1997.

sobota, 13 lipca 2019

Czy jakiekolwiek źródła mówią o tym, że Maria Magdalena była żoną Jezusa?

Historykom i biblistom temat związku partnerskiego lub ewentualnego małżeństwa Jezusa z Marią Magdaleną jest całkowicie nieznany, ponieważ żadne źródła uznane za historyczne*  nie mówią nic na ten temat, ani nawet nie sugerują czegoś podobnego.
_____________________________________________________________________________

* Do których zaliczają się cztery Ewangelie kanoniczne, które, mimo iż nie są kronikami, zawierają wiele poświadczonych lub zgodnych z wiedzą pozabiblijną informacji, w tym z wiedzą archeologiczną, a nie zawierają żadnych jawnie z nią sprzecznych, co pozwala traktować je jako źródła nie tylko wiedzy teologicznej, lecz również historycznej. Bardzo często takie ich traktowanie przyczynia się do postępu stanu badań archeologicznych i do osiągania sukcesów w tej gałęzi nauki.
_____________________________________________________________________________

Czy jednak jakieś inne źródła, np. apokryfy, mówią na ten temat cokolwiek? Wydawałoby się przecież, że pisarze tacy jak Dan Brown, ze swoim Kodem Leonarda da Vinci, opierają na czymś swoje hipotezy (przedstawiane często jako pewniki, fakty).

O szczególnym stosunku Jezusa do Marii Magdaleny mówią tylko dwa pisma starożytne, będące przy tym apokryfami: Ewangelia Filipa (ok. II-IV w.) i Ewangelia Marii Magdaleny (fragmenty greckiej wersji pochodzą z III w., dłuższy koptyjski tekst z V w.).

Profesor Craig Evans, o którym wspominałem w innym poście, pisze na ten temat:
(...) Niemal wszystkie te historie są tworzone na podstawie jakichś błędnych interpretacji. Na przykład małżeństwo Jezusa. Mamy dwie gnostyckie ewangelie, z których żadna nie ma historycznej wiarygodności: Filipa i Marii. W efekcie obie one mówią w jakiś sposób, że Jezus kochał Marię. Poważni naukowcy zajmujący się gnostycyzmem zinterpretowali te ewangelie poprawnie. Mówią oni, że nie wskazuje to na romantyczną miłość, ponieważ w ten sposób mówimy o XX-wiecznej definicji miłości przeniesionej do II i III wieku, gdy te teksty były pisane. A te teksty mówią po prostu, że Jezus szanował Marię tak samo jak swoich uczniów, mężczyzn. Tak więc chodzi o to, aby zrobić z Marii ważną postać i prawdziwego reprezentanta słów Jezusa.
Zaś Bart D. Ehrman, kierownik katedry religioznawstwa na Uniwersytecie Karoliny Północnej w Chapel Hill i znawca apokryfów (o którym pisałem w poście "Jezus bezżenny"), odnosi się do sprawy w książce Prawda i fikcja w Kodzie Leonarda da Vinci. Przypominając, że Dan Brown zaczerpnął wiele twierdzeń zawartych w Kodzie z książki Święty Graal, Święta Krew, autorstwa trójki badaczy-amatorów (pozwali oni Browna do sądu za plagiat), pisze:
Znaczna ich część dotyczy Marii Magdaleny i "jej małżeństwa z Jezusem Chrystusem". Jako dowód tego małżeństwa brytyjski poszukiwacz Graala, Leigh Teabing, wskazuje jedną z ksiąg, które nie zostały włączone do Nowego Testamentu, tekst z Nag-Hammadi zwany Ewangelią Filipa, w którym padają słowa: "A towarzyszką Zbawiciela jest Maria Magdalena". Mówi następnie: "Powie ci to każdy lingwista zajmujący się językiem aramejskim. Słowo "towarzyszka" w tamtych czasach znaczyło "małżonka".
Dalej Ehrman przytacza jeszcze inne argumenty z Kodu za szczególną pozycją Marii Magdaleny w grupie uczniów Jezusa, co było (chyba wciąż jest) według autora tej powieści bardzo nie na rękę Kościołowi katolickiemu, próbującemu zacierać przez całą swoją historię ślady tej wyróżnionej pozycji Marii i usuwać wszelkie dowody jej przywództwa w pierwotnym Kościele, po czym tak je komentuje (przytaczam tylko fragment odnoszący się do terminu "towarzyszka", bo nie jest to post o Marii Magdalenie w ogóle, a tylko o jej domniemanym małżeństwie z Jezusem):
Podobnie jak w wypadku innych twierdzeń padających w Kodzie Leonarda da Vinci, w całej tej opowieści jest więcej fikcji literackiej niż prawdy historycznej. Niektóre z tych stwierdzeń są po prostu błędne. Weźmy chociażby jeden jaskrawy przykład: nie jest prawdą, że słowo "towarzyszka", którym w Ewangelii Filipa określa się stosunek Marii Magdaleny do Jezusa, znaczy po aramejsku "małżonka". Po pierwsze, użyte tu słowo nie jest aramejskie. Ewangelia Filipa to tekst koptyjski. I choć wyraz tłumaczony tu jako "towarzyszka" jest zapożyczeniem z innego języka, tym językiem nie jest aramejski, lecz greka (tekst Ew. Filipa zachował się jedynie w j. koptyjskim, a oryginał napisany był w grece, nie ma więc ona żadnych związków z j. aramejskim - przyp. autora bloga). Innymi słowy, aramejski nie ma tu nic do rzeczy. Jakby tego było mało, owo greckie słowo (koinōnós) wcale nie znaczy "małżonka" (albo "kochanka"), ale właśnie "towarzyszka" (powszechnie stosowano je w odniesieniu do przyjaciół i znajomych). 
Inne twierdzenia Teabinga są równie błędne albo co najmniej nieuzasadnione (...)."
Po czym Ehrman przeprowadza krytykę pozostałych argumentów na ten temat z Kodu. W rozdziale "Czy Jezus miał żonę?" (w ogóle jakąkolwiek, dotąd omawiał tylko kandydaturę Marii Magdaleny w tym kontekście) pisze:
W ż a d n y m z naszych wczesnych chrześcijańskich źródeł nie ma najmniejszej wzmianki o małżeństwie Jezusa. Dotyczy to nie tylko ewangelii kanonicznych, ale i wszystkich innych, a także pozostałych wczesnochrześcijańskich pism na dokładkę. Ani w listach Pawła, ani w Ewangelii Piotra, ani w Ewangelii Filipa, Ewangelii Marii Magdaleny, Ewangelii Nazarejczyków, Ewangelii Egipcjan, Ewangelii Ebionitów - i tak dalej i dalej - nie ma nic, co pozwalałoby sądzić, że Jezus był żonaty. W żadnym starożytnym źródle dotyczącym Jezusa nie znajdziecie słowa o tym, by Jezus miał żonę. 
Wcześniej wzmiankuje jeszcze:
(...) Jednak wbrew zapewnieniom Teabinga, w żadnej ze znanych nam starożytnych relacji nie znajdujemy nic, co by sugerowało, że Jezus miał żonę, a co dopiero, że była nią Maria Magdalena. Wszelkie takie teorie są elementem współczesnych powieściowych "rekonstrukcji" życia Jezusa, nie mającym oparcia w źródłach.
Przypomnę, że Ehrman odrzuca wiarę w bóstwo Chrystusa i nie jest chrześcijaninem, nie ma więc interesu, aby bronić jego bezżenności, interesuje go tylko historia i to, co można z niej wyczytać. Nie znajduje on w niej nic, co mogłoby nakierować na myślenie o Nim jako o mężu nie tylko Marii Magdaleny, ale jakiejkolwiek kobiety.

Nie jest w tym odosobniony. Paul L. Maier, wykładowca historii starożytnej na Western Michigan University, tak odnosi się do rewelacji zawartych w Kodzie Browna:
Jeśli chodzi o same fakty, to Jezus nigdy nikogo nie poślubił. Jednak przez lata szukający sensacji uczeni i ich powieściowi popularyzatorzy odgrywali rolę zaślepionych matek, usiłujących ożenić syna, którego uważają za dobrą partię. Gdyby istniała choć jedna iskierka dowodu w starożytności, iż Jezus mógł się ożenić, to jako historyk musiałbym zważyć ten dowód wobec absolutnego braku takiej informacji w Piśmie Świętym i we wczesnej tradycji Kościoła. Ale nie ma nawet takiej iskierki - ani krzty dowodu - nigdzie w źródłach historycznych. Nawet tam, gdzie można by się spodziewać takich twierdzeń, w dziwacznych ewangeliach apokryficznych z drugiego wieku - które rozpaczliwie próbują zrehabilitować takie skrajne ruchy jak Jesus Seminar i inne - nie ma wzmianki, że Jezus kiedykolwiek się ożenił. (1)
* * * 

Jak widać więc, informacje o rzekomym małżeństwie Jezusa z Marią Magdaleną, są współczesnymi plotkami, rozsiewanymi głównie przez powieściopisarzy (żaden z nich nie ma wykształcenia historycznego, na czele z Brownem, który po nieudanej próbie zajmowania się muzyką, zaczął pisać powieści), nie mającymi żadnego oparcia w starożytnych tekstach, nawet tych wrogich oficjalnemu chrześcijaństwu. To bardzo pomocna wiedza, pozwala zaoszczędzić nieco czasu i podarować sobie polemiki z osobami powołującymi się na Kod, zostawiając go na nieco mniej jednoznaczne kwestie i faktyczne, a nie pozorne problemy, a przynajmniej jawiące się takimi.

Od siebie dodam, że książki polemizujące z Kodem Leonarda da Vinci, które ukazały się w j. polskim, są druzgocące dla powieści Dana Browna. Do tego stopnia, że jeśli ktoś nie czytał wcześniej Kodu, a sięgnie najpierw po jedną z tych krytyk, nie ma już możliwości, aby znalazł czas na lekturę samej powieści. Jak wykazują autorzy, od błędu w traktowaniu przez autora i jego wcześniejszych kolegów "Da Vinci" jako nazwiska, a nie miejsca pochodzenia (miejscowość Vinci, w której urodził się Leonardo), do jej ostatnich stron, książka okazuje się nieporozumieniem i intelektualną porażką, żeby nie określać jej jako manipulacji i zbioru przekłamań, powstałych w celach zarobkowych.
Owocniej jest już chyba rozważać kwestię ilości prawdy zawartej w horoskopach, niż poznawać alternatywne wersje historii takie, jak te przedstawione w książce Browna.

_____________

Korzystałem z:

Fałszowanie Jezusa, wywiad z Craigiem Evansem (poprawiłem odrobinę pisownię, bo autorzy nie zadbali o jakość tłumaczenia);
Bart D. Ehrman, Prawda i fikcja w Kodzie Leonarda Da Vinci, 2005.
Josh McDowell, W poszukiwaniu odpowiedzi. Kod Leonarda da Vinci, 2006.
Amy Welborn, Zrozumieć Kod Da Vinci. Co ukrył w swojej książce Dan Brown?, 2004.

Przypis:

(1) Hank Hanegraaff, Paul L. Maier, The Da Vinci Code: Fact or Fiction?, 2004 (za: J. McDowell, W poszukiwaniu odpowiedzi. Kod Leonarda da Vinci, 2006).

czwartek, 4 lipca 2019

Jezus bezżenny

Wielu chrześcijan traktuje niektóre aspekty swojej wiary i elementy składające się na nią jako oczywiste. Nie ma w tym nic niewłaściwego, ponieważ część z nich dotyczy kwestii pierwszorzędnych lub dość podstawowych. Do jednej z nich można by zaliczyć kwestię bezżenności Jezusa Chrystusa (choć, aby był On Zbawicielem i Synem Bożym nie musiał rezygnować z obrania drogi typowej dla środowiska, w którym wzrastał i prowadzić ascetycznego trybu życia, jak podkreślają teologowie).

Wśród krytyków religii i ateistów słychać jednak często głosy dotyczące tego, że Jezus był Żydem, urodził się w narodzie żydowskim, wzrastał w nim, a Jego publiczna działalność była charakterystyczna dla wędrownych rabbich, których w tamtym czasie było więcej. Żydzi zaś postrzegali bezżenność jako anomalię i nawet najwięksi nauczyciele Izraela oraz arcykapłani posiadali żony i mieli swoje rodziny. Musiał więc i On podlegać tej tradycji (bo nie był to religijny nakaz wynikający z Tory).
Ten argument stał się kolejną okazją dla wojujących ateistów do próby detronizacji Jezusa jako kogoś szczególnego i wykraczającego poza ramy środowiska, w którym się rozwijał. Miałby On być najzwyklejszym wędrownym kaznodzieją, bez roszczeń nawet do głębokiej reformy swojej religii, a tym bardziej do zapoczątkowania nowej, i do bycia kimś więcej, niż po prostu człowiekiem o nieco większej pasji religijnej, niż przeciętna.

Mylą się jednak, a argument, którym się posługują nietrudno odeprzeć.

*

Ksiądz prof. dr hab. Antoni Paciorek, biblista i filolog klasyczny, autor 530-stronicowej pracy Jezus z Nazaretu. Czasy i wydarzenia, podaje w swojej książce przykłady osób współczesnych Jezusowi, tak ze świata żydowskiego, jak i pogańskiego, które wybierały drogę bezżenności z różnych motywów, najczęściej jednak traktując ją jako możliwość większego zaangażowania w sprawy Boże i uwalniającą od rozproszeń oraz problemów spowodowanych życiem codziennym:
O rabbim Szymonie ben Azzai opowiadają, że na pytanie, dlaczego nie realizuje nakazu z Rdz 1,28, odpowiadał: "Moja dusza rozmiłowała się w Prawie. O przetrwanie świata niech troszczą się inni" (b.Yebamot 63b, Talmud Babiloński). Dla esseńczyków, którzy zamieszkiwali Qumran, praktyka celibatu była powszechna. Podobnie rzecz przedstawiała się u terapeutów żyjących w Egipcie (żydowscy pustelnicy zamieszkujący w szczególności Egipt, prowadzący pustelniczo-monastyczny sposób życia - przyp. autora bloga). Również w świecie grecko-rzymskim celibat nie był czymś nieznanym. Epiktet zobowiązywał do porzucenia wszelkich rozproszeń, aby móc całkowicie poświęcić się Bogu. O Apoloniuszu z Tiany pisze jego biograf Filostrat, że nie chciał zawierać małżeństwa, aby zachować kontrolę nad pragnieniami (Vita Appolonii, 1,13).
Przywołuje też kilka starotestamentowych postaci, które były bezżennymi. Przede wszystkim Jeremiasz, którego Bóg powołał wprost do takiej drogi życia, dając mu polecenie, aby nie zawierał małżeństwa (Jr 20,18). Również Mojżesz "stał się bezżennym od momentu, kiedy Jahwe regularnie zaczął do niego przemawiać", pisze autor. Nie posiadał żony, ani rodziny także Jan Chrzciciel, który obrał pokutno-ascetyczną drogę życia podobną do tej, którą podążali esseńczycy.

Powracając do osoby Jezusa, ks. Rumianek podaje także przykłady fragmentów biblijnych, które sprzyjają tezie, że nie posiadał On żony. W Kafarnaum, gdy przyjął On odwiedziny bliskich krewnych z Nazaretu (Mk 3,31-35; 6,1-6), wymienieni są wśród nich tylko bracia i Matka. "Gdyby wówczas, mając około trzydziestu lat był związany z żoną i dziećmi, z pewnością w tym miejscu byłaby o nich wzmianka", zauważa autor (wcześniej przytacza opinie rabinów, według których mężczyzna jest gotowy do zawarcia małżeństwa w osiemnastym roku życia, "toteż zazwyczaj mając około dwudziestu lat, mężczyzna zawierał związek małżeński (...)")

Autor cytowanej pracy przypomina też słowa samego Jezusa na temat bezżenności:
Są bezżenni, którzy z łona matki takimi się narodzili; i są bezżenni, których ludzie takimi uczynili, i są tacy bezżenni, którzy dla Królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni (Mt 19,12).
oraz nauczanie św. Pawła na ten temat:  
"Chciałbym, żebyście byli wolni od utrapień. Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak by się przypodobać Panu. Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać żonie. I doznaje rozterki. Podobnie i kobieta: niezamężna i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem, i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to, jak by się przypodobać mężowi." (1 Kor 7,32-34).

Qumran

Również Bart D. Ehrman, badacz Nowego Testamentu, znawca rękopisów nowotestamentalnych oraz apokryfów, który m.in. pod wpływem zajmowania się początkami chrześcijaństwa stracił wiarę (przez co nie można go podejrzewać o stronniczość), tak odpowiada ludziom twierdzącym, że Jezus jako Żyd musiał mieć żonę oraz rodzinę:
Koronnym argumentem na być fakt, że wszyscy Żydzi byli w tej epoce żonaci, a bezżenność była w tej kulturze nieznana. Niestety ten argument jest po prostu fałszywy. Historia dostarcza nam przykładów wielu dorosłych Żydów, którzy żyli samotnie - więcej, w celibacie - zarówno przed, jak i po Jezusie (np. esseńczycy, apostoł Paweł). Można również wskazać, co ich wszystkich łączyło - otóż ci mężczyźni byli prorokami apokalipsy. Przekonanie o rychłym końcu świata było wystarczającym powodem, by wyrzec się małżeństwa i nie brać na siebie żadnych obowiązków rodzinnych. Jezus także był prorokiem apokalipsy, dlatego nietrudno sobie wyobrazić, że też mógł żyć samotnie i w celibacie (autor po utracie wiary w bóstwo Chrystusa, uznaje w Nim kogoś na wzór proroka, głoszącego bliskie nadejście końca świata i wzywającego do nawrócenia - przyp. autora bloga)

Warto też dodać, że w żadnej z Ewangelii nie ma nawet najdrobniejszej wzmianki o tym, by Jezus był żonaty. Milczą na ten temat nie tylko Ewangelie kanoniczne, ale również te spoza kanonu - Ewangelia Filipa, Marii Magdaleny, Tomasza, Piotra, Judasza itd. Do tego milczącego chóru dołączają się i inni. Żadne starożytne źródło nie wspomina o żonie Jezusa. Nie wchodzi tu w grę cenzura, gdyż te same teksty bez ogródek wymieniają innych jego krewnych: ojca, matkę, braci i siostry. Dlaczego, gdyby był żonaty, miałyby o tym nie wspominać? Fakty są takie, że nie znajdziemy ani jednego źródła, które mówi o Jezusie jako o człowieku żonatym (...). Nie ma zatem żadnych podstaw, by twierdzić, że Jezus założył rodzinę. Istnieją natomiast ważne racje po temu, aby uznać, że jej nie założył. Jezus podczas sporu z saduceuszami (Mk 12,18-27) mówi, że w przyszłym królestwie nie będzie instytucji małżeństwa. Również podczas swojej misji nieustannie podkreśla, że jego uczniowie muszą już teraz żyć tak, jak żyć będą w obiecanym królestwie. Jeżeli tak było, to zapewne próbowali "żyć jak aniołowie" - samotnie i w czystości.
Na temat celibatu żydowskiej wspólnoty esseńczyków zamieszkujących Qumran, ze starożytności dotarły takie głosy:
Żaden esseńczyk nie bierze kobiety za żonę (Filon z Aleksandrii)

Esseńczycy nie obcują cieleśnie z kobietami i żyją bez nich (Pliniusz Starszy)
Kończąc, oddajmy jeszcze głos Gezie Vermesowi, jednemu z czołowych w świecie znawców starożytnego judaizmu, którego poglądy odnoszące się do osoby Jezusa są niezgodne z nauką chrześcijańską, ale w sprawach dotyczących judaizmu oraz znajomości kontekstu historyczno-kulturowego Biblii można mu zaufać. Odnosząc się do tego, że powołanie prorockie lub świadomość ludzi, którzy głosili bliski koniec świata oraz nadejście Królestwa sprzyjały rezygnacji z małżeństwa i obrania drogi samotności, pisze:
Na tle żydowskiej myśli religijnej z I wieku, wyrażającej opinię, że posłannictwo prorockie wiąże się między innymi z życiem we wstrzemięźliwości (seksualnej), historycznie wiarygodny, w każdym razie od chwili przyjęcia Ducha Świętego (i rozpoczęcia działalności publicznej), staje się najwidoczniej dobrowolny celibat Jezusa. (G. Vermes, Jezus Żyd, 2003)
* * *

Od siebie dodam, że zachęcanie Jezusa, a przynajmniej bardzo wysoka ocena takiej drogi, do bezżenności dla Królestwa, gdyby On sam nią nie kroczył, nie miałoby większego sensu. Pamiętać należy, że mężczyźnie, który poprosił Go, aby mógł najpierw pochować ojca, a później wrócić do Niego, Jezus odpowiedział: "Zostaw umarłym grzebanie umarłych, a ty idź i głoś Królestwo Boże". Obowiązki rodzinne są dużo bardziej absorbujące niż jednorazowy pochówek rodzica, tym bardziej więc można się spodziewać, że rezygnacja z założenia rodziny była przez Niego postrzegana jako coś jeszcze bardziej pilniejszego i koniecznego dla tych, którzy chcą roznosić po ziemi "ogień", jaki On przyniósł.

Argument więc z bezżenności Założyciela chrześcijaństwa (1), mający Go "odbóstwić" i ukazać jako typowego dla swoich czasów wędrownego kaznodzieję, Izraelitę z krwi i kości, który do pełnej realizacji potrzebował małżonki i wspólnego z nią potomstwa, jest oparty na nieporozumieniu i przekłamaniach, a co najmniej na nierzetelności wiedzy serwowanej przez jego zwolenników.

Źródła:
ks. Antoni Paciorek, Jezus z Nazaretu. Czasy i wydarzenia, Edycja Świętego Pawła 2015.
Bart D. Ehrman, Nowy Testament. Historyczne wprowadzenie do literatury wczesnochrześcijańskiej, CiS 2015.
Michael Hesemann, Ciemne postacie w historii Kościoła. Mity, kłamstwa, legendy, 2013 (fragment o Vermesie, Pliniuszu i Filonie pochodzi z tej pracy).

________________

(1) Odkąd pojawiły się pierwsze teksty na ten temat, ludzie, których hobby jest zwalczanie chrześcijaństwa i wyszukiwanie racji podważających jego fundamenty, wykorzystują ów argument przy każdej okazji, podobnie jak każdy inny, który się nasunie pod rękę, nie zadając sobie uprzedniego trudu zweryfikowania jego rzetelności. Jeśli teza brzmi wiarygodnie i jest medialna, w oczach krytyków religii jest to wystarczające, aby ją głosić po dachach. W razie czego winnymi ogłosi się tych, którzy pierwsi wypuścili plotkę.