Wiara jest zaufaniem temu, co do czego mam powód wierzyć, że jest prawdziwe. (J.P. Moreland)

Wiara religijna i zabobon są czymś całkowicie różnym. Drugie wypływa z lęku
i jest rodzajem fałszywej nauki. Pierwsze jest ufnością. (L. Wittgenstein)

W sytuacji niepewności poznawczej, w jakiej znajduje się człowiek odnośnie istnienia Boga, bardziej racjonalnym jest
- w świetle posiadanych racji za i przeciw - a także bardziej owocnym społecznie i egzystencjalnie (dla ludzkich zbiorowości,
jak i dla wzrostu moralno-duchowego jednostki) opowiedzieć się za Jego istnieniem i podjąć ryzyko wiary.
Wielkie, wiarygodne i ważkie aksjologicznie idee wymagają bardzo silnych racji, aby mogły zostać odrzucone.
Ateizm nie posiada silnych i spójnych racji podważających teizm (wiarę w osobowego Boga), jest też jednym z najsłabiej filozoficznie
uzasadnionych światopoglądów, tym samym opowiedzenie się za teizmem jawi się jako akt bardziej spójny intelektualnie
i właściwszy moralnie.
(przekonanie własne)

środa, 22 listopada 2017

Czy Jezus był w Indiach w okresie życia ukrytego?

"W roku 1894 rosyjski korespondent wojenny Mikołaj Notowicz opublikował w języku francuskim książkę podróżniczą, która wkrótce stała się "gorącym tematem". Jej tytuł brzmiał "Nieznany żywot Jezusa Chrystusa" i nawiązywał do sensacyjnego odkrycia dokonanego rzekomo przez Notowicza. Podczas swych podróży po Indiach i Kaszmirze w roku 1887 (niewykluczone, iż w roli szpiega) Notowicz usłyszał historie opowiadane przez tybetańskich lamów. Traktowały one o proroku Issie, podobno bardzo wśród Tybetańczyków poważanym. Notowicz pomyślał, iż owym prorokiem mógł w rzeczy samej nie kto inny jak Jezus. (Jak dotąd historia owa nosi znamiona prawdopodobieństwa, jako że Issa jest tybetańską formą imienia Jezus).

Notowicz dotarł do Leh - stolicy kraju Ladakh, niedaleko granicy tybetańsko-indyjskiej - i udał się do pobliskiego klasztoru Hemis, do dziś pozostającego centrum buddyzmu tybetańskiego. Powiedziano mu, że klasztor posiada zwoje z zapisem Żywotu świętego Issy. Notowicz nie ośmielił się wówczas poprosić o pokazanie mu owych zwojów, zapowiedział jedynie mnichom, że jeszcze tam powróci. Szczęśliwym jednak - lub nieszczęśliwym - trafem kilka dni później spadł z konia i złamał nogę. Zaniesiono go więc z powrotem do klasztoru i oddano pod opiekę mnichom.
Podczas rekonwalescencji, doglądany jedynie przez młodzieńca nieustannie obracającego modlitewny młynek, Notowicz uznał, iż oto nadeszła okazja, by zobaczyć ową nadzwyczajną księgę o Issie i postarać się o jej przekład. Nakłonił przełożonego klasztoru do przeczytania mu owej księgi, której dwa ogromne tomy napisano w języku tybetańskim. Ponieważ języka tego nie rozumiał, niezbędna okazała się pomoc tłumacza. Przez wiele bezsennych nocy Notowicz porządkował i poprawiał to, co usłyszał. W taki właśnie sposób - według jego relacji - tekst został ustnie przetłumaczony, później zaś opracowany(1).

Właśnie wówczas Notowicz upewnił się ostatecznie, że święty Issa to nikt inny jak Jezus, usłyszane opowieści zaś to zapomniane na Zachodzie starożytne legendy o Nim. Wywnioskował, że Jezus zawędrował do Indii i Tybetu jako młody człowiek, zanim rozpoczął swą działalność w Palestynie. Spotkał dżajnów, braminów i buddystów; przed powrotem na Zachód nauczył się języka pali i zgłębiał święte pisma buddyzmu. W drodze powrotnej Jezus miał nauczać w Persji zoroastrian (wyznawców Zaratustry), a dopiero potem zaczął działać w Palestynie. Tutaj opowieść szybko przeskakuje do męki Chrystusa w dobrze znanej nam formie i mówi - podobnie jak Ewangelie kanoniczne - iż na trzeci dzień, jak się okazało, grób był pusty.
Zgodnie z relacją Notowicza przełożony klasztoru oświadczył, że rękopisy stanowiły przekład na tybetański z zachowanych w Lhasie tekstów pisanych językiem pali. W rzeczywistości jednak w Tybecie nigdy nie używano pali - świętego języka doktryny buddyzmu zwanej therawadą, tłumaczeń zaś na tybetański dokonywano zazwyczaj z sanskrytu lub chińskiego.
Na Zachodzie opowieść Notowicza wywołała sensację. W ciągu jednego roku opublikowano osiem wydań po francusku, ukazały się też trzy wydania amerykańskie i jedno angielskie. Książkę przetłumaczono również na kilka innych języków.

Jaki jest styl i treść księgi, zostało to zasygnalizowane we fragmencie cytowanym na początku niniejszego rozdziału (nie podaję tu tego fragmentu, aby skrócić notkę na blogu). Pewne "dziwactwa" dają się zauważyć już w oryginalnym wydaniu francuskim. Zwłaszcza wzmianka o "bogu Dżajnie" ujawnia poważne niedouczenie w zakresie religii hinduskich. Dżajnowie nie wyznają wiary w żadnego boga, lecz czczą dżinów ("zwycięzców") - oświeconych przywódców duchowych. Litera "a" w słowie dżajna wynika z reguły fonetycznej, która czcicieli Śiwy każe nazywać śaiwami, a wyznawców Wisznu - wajsznawami.

Notowicz niedługo cieszył się sławą, wkrótce nadszedł czas krytyki. Rozpoczął ją profesor Max Muller z Oxfordu - najznamienitszy indolog na Zachodzie, wydawca obszernego zbioru tekstów wschodnich zatytułowanego Księgi Wschodu.
Muller przypuścił atak w artykule zamieszczonym w periodyku "The Nineteenth Century". Rozpoczał od stwierdzenia, że często Tybet bywa odbierany jako miejsce, w którym dokonują się tajemnicze zdarzenia. Pisząc tak, prawdopodobnie miał na myśli m.in. Helenę Bławatską i jej mahatmów, jako że właśnie w tym czasie prasa donosiła o jej duchowej korespondencji z ukrytymi mistrzami z Himalajów. Muller wskazał także, iż Hemis nie jest takim znowu nieznanym miejscem, jak to opisał Notowicz, ale sławnym klasztorem, często odwiedzanym przez ludzi Zachodu. Zaś co do samej wspomnianej księgi, Muller orzekł, iż tak stary dokument (według Notowicza - z I wieku) z pewnością zostałby włączony do wielkiego kanonu, znanego jako Kandżur i Tandżur, obejmującego całą literaturę tybetańską. Kandżur w szczególności dotyczy literatury buddyjskiej, zatem jeśli książka by istniała, zostałaby umieszczona raczej w Tandżur, a informatorzy Notowicza byliby w stanie wskazać, gdzie można ją odnaleźć.

Muller odrzucił także historię pochodzenia księgi, według której żydowscy kupcy z Palestyny po śmierci Jezusa mieli zanieść wieści o Nim do Indii. Hindusi rozpoznali w ich opowiadaniu młodego Issę, który niegdyś studiował tam pisma buddyjskie. Taka wersja zdarzeń jednak wymagałaby spełnienia dwóch dosyć nieprawdopodobnych warunków. Po pierwsze, Żydzi owi musieliby w ogromie ludności Indii odnaleźć właściwe osoby; po drugie, osoby owe musiałyby domyślić się, że chodzi o człowieka niegdyś im znanego. Muller nie chciał oskarżać Notowicza o fałszerstwo, zakładał raczej, iż padł on ofiarą oszustwa ze strony mnichów z Hemis.
W swoim artykule prof. Muller stwierdził ponadto, że o osobę i działalność Notowicza rozpytywano wśród misjonarzy i brytyjskich oficerów, ci jednak nie spotkali żadnego rosyjskiego podróżnika. Dokładniejsze informacje nadeszły w liście od pewnej Angielki, która zajęła się tą sprawą. Zostały one opublikowane jako dodatek do artykułu. Kobieta ta udała się do Hemis, gdzie zbadała sprawę i odkryła, iż w klasztorze od dawna nie widziano żadnego Rosjanina. W ciągu ostatnich lat nie przyniesiono tam nikogo ze złamaną nogą, nie istniał również żaden ślad "Żywotu świętego Issy".

Ostateczny wyrok w sprawie Notowicza wydano dwa lata później, w drugim artykule na łamach "The Nineteenth Century" - tym razem pióra profesora J. Archibalda Douglasa z Agry(2). Podczas swoich trzymiesięcznych wakacji prześledził on trasę podróży Notowicza przez dolinę Sindh, gdzie nie odnalazł ani śladu panter i tygrysów, tak malowniczo opisywanych przez Notowicza. Douglas udał się także do Leh i do Hemis. Zasadniczą część jego artykułu stanowi wywiad z przełożonym klasztoru przeprowadzony w obecności emerytowanego naczelnika poczty w Leh, który rozmowę tę tłumaczył.
Z pomocą tłumacza Douglas przeczytał książkę Notowicza owemu mnichowi, który z rosnącym zdumieniem słuchał tego, co rzekomo powiedział Notowiczowi siedem czy osiem lat wcześniej. W wywiadzie oświadczył on, iż jest przełożonym klasztoru od piętnastu lat i że w tym czasie nie widziano tam żadnego Europejczyka ze złamaną nogą. Stwierdził także, iż lamą jest od lat czterdziestu dwóch i literaturę buddyjską zna dobrze, ale nigdy nie słyszał o żadnej księdze lub rękopisie, w którym padałoby imię Issa. Wyraził również głębokie przekonanie, iż księga taka nie istnieje. Wedle relacji Notowicza przełożony klasztory wygłaszał komentarze dotyczące wierzeń starożytnych Egipcjan, Asyryjczyków i Izraelitów; lama jednak stanowczo oświadczył, że nie wie nic ani o owych ludach, ani o ich religiach. Na koniec wyraził zdumienie, iż nie ma w Europie odpowiednich środków, aby ukarać osobę wygłaszającą takie kłamstwa. Wywiad został spisany i poświadczony przez przełożonego klasztoru, Douglasa oraz tłumacza, a następnie opieczętowany oficjalną pieczęcią klasztoru. Nieco później Max Muller przeprosił lamów z Hemis za swoje wcześniejsze insynuacje, jakoby dopuścili się oni oszustwa. Ponad wszelką wątpliwość bowiem wyszło na jaw, kto jest prawdziwym oszustem.

Zanim jednak ów decydujący cios został zadany (w roku 1896), Notowicz zaczął wycofywać się ze swych twierdzeń. We wstępie do wydania z 1895 roku przyznał, iż nie istnieje żaden rękopis traktujący o Issie, utrzymywał natomiast, iż całą historię zaczerpnął z rozmaitych ksiąg klasztoru w Hemis. Niewiele mu to oświadczenie pomogło, ponieważ już wówczas było wiadomo, że w rzeczonym klasztorze Notowicz nigdy nie gościł. Porzucił więc rolę religijnego odkrywcy i powrócił do pracy korespondenta wojennego. Resztę życia spędził w zapomnieniu.

W przeciwieństwie do wielu fałszerzy Ewangelii Notowicz nie miał żadnego powodu ideologicznego, aby napisać własną wersję żywotu Jezusa. Głównym jego celem było wzbudzenie sensacji za pomocą bardziej inteligentnej wersji dzieł Mahana (autora fałszywego apokryfu Raport Piłata, opublikowanego w roku 1879). Notowiczowi jednak udało się utrafić z wydaniem swej książki w czas rozkwitu romantycznego zainteresowania Indiami. W 1877 roku królowa Wiktoria została koronowaną cesarzową Indii, Max Muller wraz ze swymi współpracownikami przekładał na angielski religijną spuściznę Indii, Helena Bławatska kontaktowała się ze swymi mahatmami, a koncepcja buddyjskich korzeni chrześcijaństwa wypływała na szerokie wody(3). Notowicz opublikował więc swoją książkę we właściwym momencie, dzięki czemu cieszył się krótkotrwałą sławą odkrywcy.

Wobec tych wszystkich faktów można zastanawiać się, czy Notowicz w ogóle był na Wschodzie. Według Douglasa z pewnością tak; był nawet w Leh i leczono go - choć nie z powodu złamanej nogi, lecz bólu zęba - w misji prowadzonej przez Morawian; zabawnym trafem zajmował się nim misjonarz nazwiskiem Karol Marks.
Cała ta historia była jednak zbyt ciekawa, by pozwolić jej odejść w zapomnienie. Po pewnym czasie zaczęła powracać - często nawet bez odniesienia do samego Notowicza, nie wspominano też o zdemaskowaniu fałszerstwa. W roku 1926 książkę ponownie wydano w Nowym Jorku. Raz jeszcze odnotowała ten fakt prasa na całym świecie, jako że o wydarzeniach z przełomu wieków dawno zapomniano. Zanim to się jednak stało, Notowicz zapewne dostarczył innym inspiracji do pisania podobnych dzieł. Gdyby nie natchnienie płynące z jego pracy, nie powstałaby ani "Ewangelia Świętych Dwunastu" Ouseleya, ani "Ewangelia Wodnika" Dowlinga.

Ujawnienie oszustwa dokonanego przez Notowicza nie zniechęciło innych do podążenia ku Hemis, by tam szukać cennego rękopisu. Profesor Nicholas Roerich, malarz i archeolog-amator, podróżując w latach dwudziestych XX wieku po Ladakh, był przekonany, że odkrył ślady "Żywotu świętego Issy". Niestety, na podawanych przez niego przykładach zaczerpniętych z przekazów ludowych nie można polegać, jako że pierwsza część jego pracy została wyjęta dosłownie z rozdziałów 5-13 "Żywotu świętego Issy" Notowicza (są to tylko wyrywki, jednak kolejność wersów nie uległa zmianie). Dalej następuje "inna wersja" (s. 93-94) zaczerpnięta z rozdziału 16. "Ewangelii Wodnika" Dowlinga.
Istnieje pewne prawdopodobieństwo, że to entuzjaści z Europy rozpowszechnili te opowieści w Ladakh, tak że zdążyły one zakorzenić się w ludowych wierzeniach. Dosłowne jednak cytaty umieszczone w pracy Roericha sugerują raczej, iż użył ich jedynie dlatego, że mu się spodobały. Miał on naturę romantyczną i - jak się wydaje - nie przywiązywał zbyt wielkiej wagi do istotnych faktów. (...)"

fragment książki "Osobliwe opowieści o Jezusie. Analiza nowych apokryfów" Pera Beskowa, wyd. WAM 2005 r.

Per Beskow (ur. 1926 - zm. 2016 r.), teolog szwedzki, profesor nauk patrystycznych.

_______________________________________________________

Przypisy:

(1) Interesujące w opowieści Notowicza o jego "odkryciu" jest to, że najpierw określa rękopisy mianem "zwojów", a później opisuje je jako "dwie grube, szyte księgi". Tymczasem książki tybetańskie to ani zwoje, ani znane nam księgi, lecz podłużne stronice przypominające liście palmowe, złożone luźno pomiędzy drewnianymi płytami, całość zaś owija się tkaniną.

(2) Nigdy nie wyjaśniono kto mógł być tłumaczem Notowicza, o ile w ogóle istniał jakiś tłumacz. Mieszkańcy klasztoru umiejący tłumaczyć z angielskiego lub urdu na tybetański byli tak nieliczni, iż nietrudno było przepytać wszystkich i jak się okazało, nikt z nich nie tłumaczył dla Notowicza. Sam lama wyznał, iż nie mówi ani po angielsku, ani w języku urdu.

(3) Nie jest jasne, co mogło stanowić bezpośrednie źródło inspiracji dla Notowicza. (...) Zainspirował on również powstanie "Ewangelii Świętych Dwunastu".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz