Żaden telewizyjny kaznodzieja nigdy nie czytał Biblii. Ani żaden ewangeliczny polityk. Ani papież. Ani ja. Ani ty. W najlepszym wypadku czytaliśmy kiepskie tłumaczenia - tłumaczenia tłumaczeń tłumaczeń ręcznie wykonanych kopii kopii kopii kopii i tak dalej, setki razy.
(Kurt Eichenwald, Newsweek, 23 grudnia 2014)
Co jakiś czas można usłyszeć od osoby nie będącej chrześcijaninem zarzut brzmiący mniej więcej tak:
Biblia przez wieki była fałszowana, zmieniana i tłumaczona tak, aby potwierdzała nauki poszczególnych Kościołów, zwłaszcza katolickiego, a nawet aby sprzyjała władcom, którzy dodatkowo ingerowali na przykład w ustalanie jej kanonu (zapewnia nas o tym Dan Brown w swoim Kodzie i inni znawcy tematu o podobnych kompetencjach). Nie ma więc w niej niczego wiarygodnego, rzetelnego i historycznego, a jej dzisiejszy tekst jest przekłamany i odbiega daleko od oryginału.
Czy oskarżenia te są choć w części prawdziwe? Czy Kościoły chrześcijańskie zmieniały tekst ksiąg Starego i Nowego Testamentu tak, aby ich treść potwierdzała głoszone przez nie nauki? Lub czy indywidualnie kopiści (przepisywacze ksiąg, od starożytności do zaawansowanego średniowiecza) dowolnie lub na polecenie władz kościelnych zmieniali tekst Pisma Św. i tak zmanipulowany wchodził on do użytku w liturgii lub szedł w świat?
Sprawa nie jest błaha, bo jeśli byłoby to prawdą, zmieniałoby to bardzo wiele. Chrześcijaństwo nie miałoby powodów być traktowane jako wiarygodne, nie znalibyśmy prawdziwych nauk Jezusa i Apostołów, a religia jawiłaby się, jak chcą tego ateiści, jako forma zinstytucjonalizowanego i usystematyzowanego prania mózgu, przez które Kościoły, manipulując prawdą, historią i wiernymi, dążyłyby do uzyskiwania jakichś poślednich interesów. Byłby to rodzaj katastrofy.
Sprawdźmy więc jak była przekazywana treść Pisma Św. i czy dziś, na skutek celowo niewłaściwego kopiowania jego tekstu, roi się on od błędów i nie przypomina swojej pierwotnej wersji.