Działanie przeciw miłości oznacza działanie przeciw Bogu
św. Augustyn
Kochaj, a będziesz czynił tylko dobro
św. Augustyn
Czy wolno błądzić w imię prawdy sumienia? Dokonać wyboru nie-prawdy, tego, co obiektywnie (z punktu widzenia samego Boga) jest niesłuszne i niewłaściwe, w imię sumienia, które mówi nam, aby odrzucić oferowaną nam prawdę, bo nie mamy pełnego przekonania, że jest ona nią faktycznie (nawet jeśli się mylimy)?
Czy można, bez zaciągania moralnej winy, nie przyjąć prawdy, wydawałoby się, że pochodzącej od Boga, a więc normatywnej, z natury przeznaczonej jako obowiązująca dla wszystkich ludzi, w imię sumienia, które nakazuje nam przed jej przyjęciem się powstrzymać, bo nie przekonują nas ostatecznie racje za nią przemawiające, choć nie umiemy wykazać, że są błędne?
Innymi słowy, czy jeśli ktoś, bez dostrzeżonego przez nas błędu, formalnie "udowodni" nam, wykaże jakąś rację dotyczącą na przykład moralności, dokonując tego na podstawie Pisma Św., nauczania Kościoła lub powszechności postępowania cnotliwych i szlachetnych ludzi na przestrzeni całej historii, a nasze sumienie, mimo tego, że nie umiemy aktualnie wskazać błędu w rozumowaniu tej osoby, mimo wszystko podpowiada nam, aby nie godzić się na uznanie jego racji - i jest to silny głos sumienia, nie dający się stłumić - to czy opór z naszej strony i opowiedzenie się po stronie głosu sumienia jest słuszny i da się usprawiedliwić?
Dwa przykłady.
1. Chłopak-katolik, którego Kościół dopuszcza służbę wojskową, a nawet uznaje ją czasem za formę patriotycznego obowiązku lub po prostu zaszczytu służenia krajowi i okazję do ćwiczenia się w poświęceniu, w każdym razie nie uznający jej za moralnie naganną i złą. Mimo to, chłopak wciąż postrzega rezygnację ze służby wojskowej jako moralnie szlachetniejszą i podążając za osądem sumienia odmawia jej, nawet za cenę poniesienia przykrych konsekwencji.
2. Mężczyzna zakochany w kobiecie, z którą pragnie się ożenić i dzielić resztę życia. Warunkiem z jej strony jest to, aby przyjął chrzest w Kościele, do którego ona należy. Mimo iż wykazała mu ona, że Kościół ten jest historycznie najbliższy Ewangelii i posiada sukcesję Apostolską (wywodzi się w wymiarze nauczania i przekazywanej tradycji nieprzerwanie, w prostej linii od Apostołów) oraz, że posiada najpiękniejsze i najbardziej wzniosłe tradycje/praktyki duchowe/modlitewne, jak też spośród wszystkich innych wyznań chrześcijańskich najsilniej pomaga charytatywnie potrzebującym na całej ziemi, mimo tych wszystkich rzeczy, mężczyzna ów czuje opór sumienia, które nie jest przekonane, aby ulec owej argumentacji. Decyduje się, że mimo silnego uczucia i dogłębnego rozważenia sprawy, nie jest w stanie dokonać czynu, który w ocenie jego sumienia nie byłby całkiem słuszny i zgodny z jego przekonaniami.
Można jeszcze rozważyć sytuację wegetarianina, który pragnąć wstąpić do zakonu dowiaduje się, że będzie musiał jeść we wspólnocie zakonnej mięso (na etapie formacyjnym, czyli ok. 7 lat, praktycznie nie ma możliwości nie jeść mięsa w żadnym z zakonów, dopiero po święceniach kapłańskich ma się większą swobodę samodecydowania, ale dotyczy to bardziej księży diecezjalnych, nie zakonników, którzy wciąż zobowiązani są ślubem do posłuszeństwa bezpośrednim przełożonym). Niezależnie od tego, czy jego wegetarianizm jest młodzieńczą formą idealizmu, nie w pełni dojrzałym pragnieniem "zbawiania świata", w którym postrzega się jedzenie mięsa u wszystkich innych jako moralną słabość i niegodziwość, czy też jest on na przykład dojrzałą i wypracowaną przez lata formą protestu wobec konsumpcjonistycznego stylu życia i troską o ochronę środowiska (np. wyżywienie bydła w USA przeznaczonego do konsumpcji powoduje nieproporcjonalne straty w zasobach naturalnych), który postrzega się jako jedyną dostępną nam lub najbardziej zaangażowaną i najskuteczniejszą, choćby w lokalnym środowisku i wśród znajomych, formą zwrócenia uwagi na globalny problem - niezależnie od tych dwóch opcji (przyjmijmy, że chodzi o tę drugą, bardziej przemyślaną i dojrzałą) człowiek ten czuje moralny, nieprzezwyciężalny opór przed uległością wobec argumentacji, że jego religia pozwala jeść mięso i ostatecznie, z niemałym bólem, rezygnuje ze wstąpienia do zakonu.
Czy te wszystkie osoby mają rację dokonując takich, a nie innych wyborów i podążając za głosem sumienia? Czy powinny ulec przedstawianej im argumentacji, dokonać korekty swoich poglądów i, mimo braku wewnętrznego przekonania, ustąpić i wybrać tak, jak sugeruje im druga strona? Chodzi o sytuację, w której nie wierzymy w słuszność danego wyboru, w to, że jest on właściwy (mimo przedstawianych racji), a mimo to z różnych przyczyn, czasem wydawałoby się nawet, że moralnie słusznych lub wyższych, mielibyśmy do dokonać. Czy powinniśmy?
Odwołam się w tym miejscu do św. Tomasza z Akwinu, który ten problem rozstrzygnął jednoznacznie. Otóż mówi on, że gdyby ktoś przyjął chrzest wbrew przekonaniu, nie tylko postępuje niesłusznie i nierozważnie, ale po prostu grzeszy. Ostateczną racją/kryterium postępowania, dokonywania ocen moralnych (choć nigdy nie jedyną), zawsze pozostaje sumienie, na którym dokonuje się gwałtu postępując wbrew niemu. Sumienie może być zaniedbane i okaleczone w swoich funkcjach rozeznających, np. poprzez brak dyscypliny i pracy nad sobą lub poprzez długotrwałe złe prowadzenie się, ale gdy stajemy w obliczu trudnych i wymagających od nas jednoznacznego określenia się sytuacji, a w szczególności, gdy na co dzień dbamy o swój wewnętrzny rozwój i jakość postępowania moralnego, pozostaje ono ostateczną zasadą odwoławczą, jako pewna synteza nabytej wiedzy, doświadczeń osobistych i moralnych intuicji. To właśnie w zbliżonym kontekście padło augustynowe "Kochaj i czyń, co chcesz". Dalsza część tego komentarza św. Augustyna do 1 Listu św. Jana brzmi:
Gdy milczysz, milcz z miłością; gdy mówisz, mów z miłości; gdy karcisz, karć z miłości; gdy przebaczasz, przebaczaj z miłości. Niechaj tkwi w sercu korzeń miłości; wyrośnie z niego tylko dobro.W tym samym dziele, nieco później, Augustyn pisze bardziej dosadnie: Kochaj, a będziesz czynił tylko dobro.
Ks. M. Łusiak tak komentuje te słowa: Kiedy Miłość stanie się sposobem naszego istnienia, nie będzie już w ogóle potrzebne pytanie o to, co mi wolno, a co nie. (deon.pl)
Tak więc, jeśli wiemy, że mamy prawe sumienie (Hiob o tym wiedział) lub przynajmniej robimy, co możemy, aby jego głos nie był w nas zniekształcony, i jeżeli dbamy o jakość/rzetelność swoich ocen moralnych przy dokonywaniu trudnych wyborów, to nawet gdybyśmy otrzymali objawienie, którego treść byłaby niezgodna z naszymi intuicjami moralnymi i przekonaniami, powinniśmy je odrzucić. "Opuścić Boga dla Boga" - takiego wyznania nie powstydziłby się jeden z największych mistyków chrześcijańskich, Mistrz Eckhart, a Simone Weil pisała, że Chrystus lubi, gdy w imię prawdy odchodzimy od Niego, bo już wkrótce okaże się, że nie uszliśmy daleko. Jeśli bowiem ktoś szczerze szuka prawdy i w jej imię gotów jest unikać wszelkich kompromisów oraz dokonywać wyborów, wobec których nie ma pełnego przekonania, to bez względu na pozorność nieprawomyślności swojej drogi, nie wychodzi on poza krąg towarzyszącej mu i skrycie prowadzącej go Bożej opatrzności. Nie każdy potrafi to zrozumieć, ale można być poza widzialną wspólnotą Kościoła należąc do Boga i będąc z "Jego rodu". "Bóg ma wielu ludzi, których nie ma Kościół; Kościół ma wielu ludzi, których nie ma Bóg", mawiał św. Augustyn. Kościół nie zawsze musi być punktem wyjścia, może być czymś, co zostanie na właściwym etapie poszukiwań odkryte, może być zwieńczeniem duchowej drogi, nierzadko wcześniej będąc zakwestionowanym przez to samo poszukujące i spragnione prawdy serce (dotyczy to również autora tych słów).
Miłość, jeśli nie jest subiektywną emocją, ale wolą dobra dla innych i własnej duszy, czyli jeśli jest ewangeliczną agape i wiemy, że tak jest, że nie kieruje nami namiętność skierowana na przygodną korzyść, taka miłość okazuje się być czymś większym od prawdy. Ta ostatnia jest po to, aby miłość porządkować i zradzać na solidnym fundamencie (Nie chodzi o prawdę. Prawda jest po to, aby móc kochać w prawdzie - S. Weil). Prawda jest zawsze prawdą o czymś, o tym, że nią jest decyduje coś innego niż ona sama, a mianowicie miłość, która ją osądza i ustanawia. Człowiek, który wypełnia przykazania, a dodatkowo waży 40kg z powodu nadmiaru ascezy i świątobliwości, ale nie posiada współ-czucia i serdeczności/życzliwości, czyli po prostu miłości, wobec innych, nie żyje w prawdzie, ale ustanawia się poza nią. Tym, co osądza prawdę jego życia (co decyduje, czy prawda wypełnia jego życie, czy jest ono jej pozbawione), jest miłość. Jeśli to ona ukształtowała nasze sumienie i jest naczelną zasadą/motywatorem naszego działania/postępowania, wszelka prawda może pomóc zachować jej żywotność i siłę (i na tym polega istotność i istota życia w prawdzie), ale tym, co jest celem i ostatecznym kryterium rzeczy, jest właśnie agape, jako odbicie boskiej Miłości, która jest ponad dobrem i złem (i ponad wszelką prawdą), ponieważ sama wyznacza dla siebie drogi, ustanawia prawdy i "robi, co chce", a chcąc zawsze dobrze nie może się mylić i nie podlega żadnemu kryterium/osądowi poza sobą samą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz