trudno o lepszą ilustrację i potwierdzenie tego, co napisałem w jego pierwszym zdaniu)
Teza (powielana z pogardą przez 90% spotykanych przeze mnie ateistów - nie istnieje portal ateistyczny, forum, ani blog ateisty, na których nie byłaby ona obecna):
Biblia (a za nią religie: judaizm i chrześcijaństwo) to dzieło ciemnych, zabobonnych, palestyńskich pastuchów (zachowane oryginalne brzmienie tezy; nieumiejętność posłużenia się normalną, pozbawioną pejoratywnych zabarwień terminologią przy stawianiu takich, w ich własnych oczach, "naukowych" tez, zdradza stosunek tych "neutralnych" osób do zjawiska religii i ludzi wierzących).
Sprawdźmy, czy te "palestyńskie pastuchy", które odmieniły bieg historii, były takimi umysłowymi troglodytami i głąbami, jak przypisują im to areligijni humaniści (w słowach i określeniach, na które nie pozwoliliby sobie w przestrzeni publicznej wobec kogokolwiek innego, ponieważ zwykła przyzwoitość ich przed tym powstrzymuje, ale dla wierzących gotowi są w każdej chwili dnia i nocy zawiesić działanie i stosowanie reguł moralnych).
Wysoki poziom osiągnięć edukacyjnych Żydów (najniższy obecnie odsetek analfabetyzmu na świecie) według niektórych najnowszych badań może być zakorzeniony w starożytnych normach religijnych.
Około 65 r. n.e. żydowski arcykapłan Joshua ben Gamla wydał dekret religijny, zalecający aby każdy żydowski ojciec posyłał swoich synów do szkoły podstawowej, aby nauczyli się czytać w celu studiowania Tory. Kilka lat później Rzymianie zniszczyli Świątynię Jerozolimską.
Rytuały i ofiary świątynne były filarem żydowskiego życia religijnego. Aby je zastąpić, żydowscy przywódcy religijni podkreślili potrzebę studiowania Tory w synagogach. Przywiązali odtąd większą wagę do owego dekretu religijnego o wychowaniu synów, czyniąc go obowiązkiem religijnym dla wszystkich żydowskich ojców. W ciągu następnych kilku stuleci ustanowiono formalny system szkolny dołączony do synagog.
Przez pierwsze tysiąclecie nikt oprócz Żydów nie miał normy wymagającej od ojców edukacji swoich synów. Ten religijny obowiązek oznaczał, że męscy Żydzi, w większym stopniu niż ich współcześni, byli piśmienni, co dawało im przewagę m.in. w handlu.
(z raportu Religion and Education Around the World, Pew Research Center, 2016)
Całkiem nieźle jak na początek. Uwypuklijmy to, że nie chodziło o te dzieci, których majętni rodzice chcieli posłać na naukę lub które same chciały się kształcić. Chodziło o obowiązek kształcenia każdego dziecka płci męskiej u Żydów. Przede wszystkim o naukę czytania i pisania, oraz o znajomość prawa żydowskiego, reguł życia religijnego i świątynnego, ale prawie na pewno nauczano też ogólnej wiedzy o świecie, przynajmniej w sposób podstawowy, dostępnej w tamtym i w późniejszym czasie.
Wszystko, co powyższe, dotyczy końca I w. i czasu późniejszego, jednak gdyby w Izraelu nie istniały żadne formy edukacji obecne wcześniej, przed ogłoszeniem dekretu ben Gamli, nie byłaby możliwa tak szybka i znacząca zmiana w tej sferze, zwłaszcza, że dekret ten nie ustanawiał szkół i nie wprowadzał systemu edukacji, ale dotyczył jedynie obowiązku udziału w już istniejącym dla wszystkich synów.
Dość powiedzieć, że były to wysokie standardy w porównaniu do krajów ościennych, z którymi Izrael sąsiadował, dodatkowo nie odbiegały one tak bardzo od tego, co miało miejsce u uchodzących za najbardziej cywilizowanych i postępowych Rzymian:
Regularna nauka rozpoczynała się w siódmym roku życia i obejmowała naukę czytania i pisania. Uczono prostymi metodami - nauka pamięciowa, częste i głośne powtarzanie oraz zabawa. Nie obywało się bez kar cielesnych, szczególnie wobec nieposłusznych i tych, którym nauka szła opornie.
Nauka podstaw obejmowała głównie czytanie, pisanie i liczenie i odbywała się w domu pod kierunkiem nauczyciela, którym był najczęściej grecki niewolnik lub w publicznej szkole (ludu litteratius) - w wynajętym pomieszczeniu a niejednokrotnie pod gołym niebem w dość prymitywnych warunkach. Taki model nauczania dominował w starożytnym Rzymie niemal do II wieku pne.
Stopień wyższy obejmował kształcenie w zakresie gramatyki, literatury i historii. Oprócz nauki języka ojczystego program obejmował naukę greki oraz literatury. Analizowano pod kierunkiem nauczyciela utwory literackie – głównie Homera w oryginale a szczególnie jego Odyseję w łacińskim przekładzie - Liwiusza Andronika. Kanon lektur obejmował również autorów łacińskich. Początkowo przede wszystkim epickie wiersze poety Enniusza a stopniowo autorów nowszych. Na podstawie tych lektur młodzi Rzymianie uczyli się nie tylko języka ojczystego i greckiego, ale też, a może przede wszystkim, cnót, obyczajów i historii. W historii wojny trojańskiej opisanej przez Homera nie tyle ważny był sam mit, ile rzymskie początki, które były w nim zakorzenione i rycerski kodeks etyczny przedstawiony w epopei. ("Edukacja Rzymianina", B. Strycharczyk)
Warto tu zauważyć, że Żydzi mieli swoją "historię literatury", swoje święte pisma i bohaterów, narodowych i religijnych, których historię zgłębiali, a ich przesłań i dokonań uczyli się nierzadko na pamięć. Różnica, którą można dostrzec, to ta, iż nie uczyli się greki (o tym, dlaczego, będzie poniżej), a pism świętych nie analizowano (prawdopodobnie) od strony literackiej, ponieważ nie były one w ich oczach dziełem poetów i owocem twórczości artystycznej, lecz czymś dużo więcej.
Nie trzeba też dodawać, że jeśli Rzymianie uczyli się nie tylko języka ojczystego i greckiego, ale też, a może przede wszystkim, cnót, obyczajów i historii, to tym bardziej miało to miejsce wśród Izraelitów, których całość literatury miała charakter religijny i moralny, a celem jej studiowania było stać się pobożnym wyznawcą Jahwe i prawym członkiem społeczności, której tożsamość określało wybranie przez Boga.
Tak wykształcony młody Rzymianin około 15 roku życia czytał i komentował Homera, znał podstawowy kanon literatury ojczystej, znał język obcy – grecki – którym posługiwano się powszechnie w basenie Morza Śródziemnego, zanim łacina stała się lingua communis (łac. lingua - język, communis - wspólny) tak, jak dzisiaj common language - język angielski. Znał gramatykę i zasady stylistyki, które umożliwiały biegłe i poprawne wypowiadanie się w mowie i piśmie. W szkołach gramatycznych uczono również elementów matematyki, geometrii i astronomii, ale wykształcenie młodego Rzymianina na tym etapie moglibyśmy jednak określić, używając współczesnej terminologii, jako humanistyczne. (tamże)
Kolejny etap dotyczył już przygotowania do objęcia funkcji publicznych.
Nawet jeśli żydowskich dzieci nie uczono stylistyki oraz przedmiotów ścisłych w jakimś szerszym zakresie (w powyższym opisie dotyczącym Rzymian też mowa jest tylko o elementach), to trudno dostrzec tu przepaść. Różnice w wyborze nauczanych przedmiotów brały się z odmienności struktur społecznych (Izrael nie miał tylu urzędników państwowych, retorów, polityków czy świeckich filozofów) i priorytetów moralno-duchowych. Rzym kształcił przyszłych obywateli, którzy obejmowali funkcje państwowe, zmieniając poprzedników lub uzupełniając braki, gdy powiększały się tereny należące do niego, celem Żyda było poznać swojego Boga, prawo, które od Niego otrzymał oraz wykształcić w sobie cnotę i prawość, które były owocem wierności temu prawu (a poprzez niego Bogu). Pobożny (a to oznaczało również zawsze prawy/sprawiedliwy) Żyd miał być w ten sposób również świadkiem wiarygodności Jahwe oraz Jego wyjątkowości wobec ludów i narodów, z którymi przychodziło mu się konfrontować i stykać.
Józef Flawiusz, historyk żydowski z I wieku, o Żydach chodzących w dzieciństwie do szkoły podstawowej (bet ha-sefer), gdzie "uczyli się czytać i pisać, aby dzięki temu zrozumieć składnię Boskich Praw, które mają nadać kształt ich życiu" (W. Bruners, Jak Jezus uczył się wierzyć, 2007), pisał, że
potrafili wymienić je wszystkie z większą łatwością, niż własne imię. (Przeciw Apionowi II, 18)
Zobaczmy, w kontekście przypisywania autorom Pisma św. analfabetyzmu i będącego jego skutkiem nieokrzesania, jak sytuacja miała się przed I wiekiem, w przypadku losowych autorów ksiąg Starego Testamentu.
Autorami niektórych ksiąg ST byli lewici (potomkowie Lewiego), spośród których wybierano kapłanów. Czasem pomagali kapłanom w wyjaśnianiu ludowi Tory, a król Dawid niektórych z nich przeznaczył do służby urzędniczej i sędziowskiej (za: Wikipedia; poniższe informacje również zaczerpnięte są głównie z niej, na szybko, ponieważ wystarczy to najbardziej elementarne źródło, aby wykazać, że teza o "pastuchach" jest wyłącznie złośliwością ludzi nie tak szlachetnych, za jakich chcą uchodzić). Sądzę, że nie trzeba uzasadniać, iż urzędnikami i sędziami nie zostawali ludzie zabrani właśnie z pola i z zagrody.
Poniżej to, co pisane jest kursywą, jest zazwyczaj cytatem (z Wikipedii lub z prac, których tytuły podaję przy fragmentach nieco dłuższych niż jedno zdanie). Pochodzenie zaś z rodu kapłańskiego lub pełnienie tej funkcji, wspominane przy niektórych postaciach, jest o tyle istotne, że kapłani nie wywodzili się z gminu i nie byli rolnikami oraz pasterzami, a co za tym idzie, nie groził im analfabetyzm (potwierdza to scena z ojcem Jana Chrzciciela, kapłanem Zachariaszem, który na tabliczce napisał imię, jakim nazwany miał być jego syn, po tym, jak z powodu zwątpienia, że jego żona w podeszłym wieku pocznie jeszcze syna, utracił okresowo mowę; umiał więc pisać i czytać, bez czego trudno sobie zresztą wyobrazić sprawowanie funkcji kapłańskich).
Jeremiasz - pochodził z rodziny kapłańskiej z Anatot na pn.-wsch. od Jerozolimy, wywodzącej się z linii Abiatara, Helego i Itamara.
Izajasz - prawdopodobnie pochodził z arystokratycznej rodziny z Jerozolimy.
Dawid, autor Psalmów (co najmniej 73 z nich) - najpierw pasterz, owszem (w tamtym czasie jeszcze bezpłodny jako pisarz), później król Izraela.
Salomon, król Izraela (przypisuje się mu kilka ksiąg ST, w niektórych przypadkach niesłusznie) - był synem Dawida. Wielki budowniczy. Swój dwór uczynił ośrodkiem kultury, głównie literatury. Według tradycji biblijnej słynął z mądrości. Na lata jego panowania przypada największa świetność monarchii hebrajskiej. Zbudował m.in. świątynię jerozolimską i stworzył izraelską flotę.
Ezechiel, prorok - był synem kapłana Buzi, który w 597 r. przed Chr. znalazł się na wygnaniu w Babilonie, sam też był kapłanem.
Baruch, prorok - był sekretarzem i przyjacielem proroka Jeremiasza. Wielu biblistów uważa go za kapłana, który według Księgi Nehemiasza (12, 16) stał na czele kapłańskiego rodu Iddo.
Samuel, prorok - (...) gdy Anna przestała karmić swego syna piersią, oddała go w wychowanie arcykapłanowi Helemu w Szilo. Zapewne pobyt u arcykapłana nie polegał na dokładaniu drewien do kozy, a przynajmniej trudno podejrzewać Helego, żeby, zaraz po odstawieniu chłopca od piersi matki, wziął go do siebie, aby go przysposobić do tego fachu. Pobyt przy arcykapłanie miał za cel ukulturalnić Samuela, zaznajomić go z Prawem, świętymi pismami, zbliżyć do Boga i sprawić, że "wyjdzie na ludzi", tak, jak to się dzieje dziś, gdy syn skromnych i ubogich rodziców idzie do seminarium, gdzie nie ma nikogo bez matury i skąd można wyjść tylko ze stopniem magistra (duchowieństwo chrześcijańskie, nie tylko katolickie, od zawsze jest grupą społeczną o najniższym odsetku analfabetyzmu w społeczeństwie).
Część pozostałych autorów ST jest anonimowa, o innych wiadomo niewiele, często tylko z ksiąg napisanych przez nich samych. O jeszcze innych, z braku uzasadnionej racji, aby podjąć większy trud w tej sprawie, nie szukałem po prostu informacji.
Wróćmy teraz do I wieku i zobaczmy jak ma się sprawa z drugą częścią Biblii, z autorami Nowego Testamentu.
W Palestynie z okresu życia Jezusa mówiło się trzema językami: hebrajskim, aramejskim i greckim (co potwierdza też napis na krzyżu, jaki kazał umieścić Piłat w tych właśnie językach). Ten ostatni był już rozpowszechniony na całym Bliskim Wschodzie, docierając także na teren zamieszkały przez Izraelitów. Większość z nich nie znała go, ale działo się tak nie dlatego, że nie posiadali umiejętności lub narzędzi do jego nauki, tylko dlatego, że
(...) rabini próbowali walczyć z jego zalewem, jako "przednią strażą" obyczajów pogańskich. "Kto uczy syna swego języka greckiego - mawiali - jest przeklęty na równi z tym, który jada wieprzowinę". (Henri-Daniel Rops, Życie codzienne w Palestynie za czasów Chrystusa)
Dodaje on też:
Pomimo to niejeden z wielkich doktorów Prawa - na przykład sam Gamaliel (nauczyciel św. Pawła i jeden z dwóch największych rabbich tamtego okresu; drugim był Hillel - przyp. moje) - znał grekę.
Był to więc świadomy wybór Izraelitów motywowany religijnie i najpewniej był on tylko obyczajem, nie nakazem religijnym, jak widać na przykładzie Gamaliela.
Autor zauważa też słusznie (co robi i wielu innych biblistów), że Piłat rozmawiając z Jezusem nie potrzebował tłumacza, "a jest rzeczą mało prawdopodobną, aby rzymski prokurator zadał sobie trud poznania języka swych podwładnych". Są więc silne przesłanki ku temu, by przyjąć, że Jezus rozmawiał z Piłatem w grece lub łacinie, a przecież był cieślą, do tego "ben Josef", synem Józefa, również cieśli, nie zaś uczonego w prawie. To pokazuje, że nawet osoby "z ludu" mogły znać grekę, ucząc się jej celowo lub nabywając jej znajomość poprzez np. handel (była ona językiem możnym, wytwornym, ale również kupieckim).
Ewangelie, Dzieje Apostolskie, prawie wszystkie Listy oraz Apokalipsa zostały napisane po grecku, a przynajmniej natychmiast przełożone na ten język. (Daniel-Rops)
Autorzy Nowego Testamentu nie byli więc ani pastuchami, ani wieśniakami, w pejoratywnym znaczeniu tego określenia, nawet jeśli ze wsi pochodzili (Nazaret - nieznany w Starym Testamencie - w czasach Jezusa był małą, liczącą wówczas kilkuset mieszkańców wioską, a mimo to Jezus znał, z dużym prawdopodobieństwem, któryś z języków wspomnianych wyżej, oprócz hebrajskiego i aramejskiego).
Św. Paweł, najpłodniejszy pisarz nowotestamentalny, oprócz tego, że był też obywatelem rzymskim
pracował jako wytwórca namiotów i z pewnością posługiwał się lokalnymi językami, aramejskim i cylicyjskim, lecz w Tarsie otrzymał również wykształcenie greckie w światłym środowisku hellenistycznym, które dysponowało prestiżowymi szkołami oraz kręgiem renomowanych filozofów. (...) Później dowiemy się, że zgłębiał on kulturę hebrajską w Jerozolimie, gdzie udał się w celu doskonalenia swego przygotowania religijnego u mądrego i cieszącego się dużym autorytetem członka Sanhedrynu, rabbiego Gamaliela Starszego. (Giovanni Uggeri, Turcja śladami św. Pawła. Przewodnik)
Osobom, które orientują się trochę w temacie (również ateistom stawiającym tytułowe tezy), wiadomym jest, że współautorami niektórych ksiąg NT (najczęściej ich końcowymi redaktorami) byli uczniowie lub współpracownicy Apostołów, spisujący ich wspomnienia lub pouczenia ("pod dyktando", jak też redagujący, porządkujący i korygujący później, czasem po ich śmierci, cały zebrany materiał; takich etapów i zmian redaktorskich mogły być nawet trzy fazy). Skąd więc pewność, że byli to ludzie prości i nieokrzesani, analfabeci widujący miasto raz w roku, np. podczas pielgrzymki do świątyni jerozolimskiej? Nie da się obronić takiej tezy. Tym bardziej, że jeszcze przynajmniej dwoje autorów, z których jeden napisał dwie księgi, nie było analfabetami, rybakami, ani pasterzami - św. Mateusz i św. Łukasz. Odnośnie tego ostatniego
źródła są jednogłośne, otóż Łukasz pochodził z Antiochii Syryjskiej, zajmując się leczeniem chorych.
Wielu uczonych uważa, że Łukasz był greckim lekarzem, który mieszkał w jednym z greckich miast w Turcji, wówczas w starożytnej Syrii, chociaż niektórzy pośród innych uczonych i teologów uważają, że Łukasz był w zasadzie hellenistycznym Żydem. (zyciorysy.info)
Św. Jan Ewangelista, choć w domu rodzinnym był rybakiem, był nim we wczesnej młodości, a księgi, które się mu przypisuje, napisał pod koniec długiego i zapewne intensywnie przepracowanego życia, również intelektualnie. Znajomość doktryny Logosu (Myśli porządkującej świat, pewnego wzorca, arche, wszelkiego stworzenia), pochodzącej do greckich filozofów, wykorzystał w prologu swojej Ewangelii do ukazania roli i pozycji Jezusa Chrystusa w hierarchii bytów. Galilejscy rybacy nie mieli zwyczaju rozważać greckich koncepcji filozoficznych przy wyciąganiu sieci i patroszeniu ryb. Nawet gdyby to nie Jan był autorem przypisywanej mu ewangelii, ale jakiś późniejszy redaktor, niczego to nie zmienia, ponieważ nie mówimy o Janie, ale właśnie o autorach ksiąg Nowego Testamentu, kimkolwiek by byli.
Święty Paweł, św. Łukasz, celnik Mateusz i św. Jan, są autorami ponad 50% kanonu Nowego Testamentu. To sporo. Pozostali skrybowie i redaktorzy również nie napisali swoich ksiąg w przerwach na karmienie palestyńskich kóz, choćby z tego powodu, że księgi te zostały napisane w grece, do czego była potrzebna jej znajomość (i co wskazuje, że ich autorami mogli być nawróceni Rzymianie lub Grecy), a także dlatego, że w tym czasie chrześcijanie nie prowadzili pastewno-osiadłego trybu życia, tylko aktywno-apostolski, w nieustannej konfrontacji z kulturą ludzi, na których ziemie przybywali, co wymagało nierzadko znajomości obecnych u nich prądów filozoficznych i wierzeń. Nic nie pokazuje tego lepiej, niż historia św. Pawła.
* * *
Ten krótki przegląd wystarczy jak sądzę, aby ukazać, że za tezą, iż autorami ksiąg biblijnych są analfabeci i umysłowi troglodyci/nieokrzesańcy, zajmujący się głównie trzodą i troską o zdobycie dla niej paszy, spisujący w przerwach na te zajęcia swoje pustynne rojenia, stoją prostackie stereotypy i uprzedzenia, oraz złośliwość i ksenofobia, a w szczególności jej specyficzna odmiana - religiofobia, niepohamowana i niezdrowa potrzeba umniejszenia każdego aspektu wiary religijnej, nawet jeśli nie ma ku temu żadnych podstaw. Tak motywowane tezy nie zasługują na to, aby poświęcano im czas potrzebny na ich prostowanie. Ja zrobiłem to ze względu na osoby, które nie są po żadnej ze stron i przysłuchują się argumentom obu, aby można było zobaczyć w jak paskudny sposób zachowuje się strona sytuująca siebie po stronie nauki, racjonalności i wyższych niż religijne (a więc głoszone przez owych "pastuchów") standardów etycznych. Post ten nie jest wyczerpujący, jest raczej pobieżny i prowizoryczny, ale czytelnik może sam ocenić, czy gdyby go potraktować jako test na wyższość owych standardów etycznych ateistów i słuszność stawianych przez nich tez, a także sposobu, w jaki je komunikują, to czy nie wystarczyłby on do sprawdzenia, czy test ów został przez nich zdany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz