Można przyjąć, że człowiek z natury zdolny jest do przekraczania granic tej natury. Zapewne w jakimś stopniu tak jest, ponieważ już obcinanie paznokci czy golenie się jest "kulturą", czynnościami zbędnymi z punktu widzenia przeżycia i potrzeb biologicznych. Są to jednak czynności interesowne, mające ułatwić lub uprzyjemnić egzystencję, nie są przekraczaniem granic w sensie przekraczania siebie, które miałoby na celu korzyść drugiego człowieka kosztem własnej. Takie zachowanie można by określić jako nienaturalne, obce światu przyrody i podstawowym prawom w niej występującym. Czynność lub akt polegający na przezwyciężaniu siebie, aby kosztem własnego wysiłku i wyrzeczeń przynieść korzyść osobnikowi niespokrewnionemu w żaden sposób z nami, jest w naturze niespotykany i z jej punktu widzenia jest niezrozumiały. Stąd naukowcy od czasów Darwina starają się nieustannie podważać możliwość istnienia altruizmu, jako niezrozumiałego z punktu widzenia praw biologii i jako w praktyce niemożliwego (wg. nich za pozorami bezinteresownych działań stoją zawsze jakieś ukryte motywy, których celem jest korzyść własna).
Istnienie więc bezinteresowności, dobra przekraczającego korzyści odnoszone do siebie i swoich bliskich, istnienie poświęcenia, które wyrzekałoby się własnej wygody i wymagającego sporego trudu, najzwyczajniejszego przełamywania siebie, swoich naturalnych skłonności i zaprogramowanych reakcji/odruchów, aby tym sposobem uzyskać dobro dla drugiej osoby, obcej nam biologicznie, a często także duchowo, realne istnienie takiego rodzaju dobra mogłoby być znakiem "nienaturalności" obecnej w naturze, jej transcendowania poza siebie samą (przekraczania wpisanych w nią i powszechnie obowiązujących biologicznych uwarunkowań), czyli mogłoby być śladem pewnego elementu nad-naturalnego, nad-przyrodzonego, obecnego w naturze, zwłaszcza w świecie osób ludzkich. Nie zajmowałem się zagadnieniem altruizmu do tej pory w sposób pogłębiony, ale wiem, że już choćby oddawanie krwi sprawia wielki kłopot biologom ewolucyjnym i samemu R. Dawkinsowi. Nie umieją wyjaśnić oni tego zjawiska w ramach biologii ewolucyjnej, czyli odrzucającej możliwość istnienia altruizmu.
Chciałbym w tym poście odesłać do artykułu, który dla mnie samego był małym wstrząsem. Małym, ponieważ takie zachowania nie są obce chrześcijaństwu (jeśli się wydarzają, to najczęściej właśnie tylko w jego obszarze), jednak nawet chrześcijaninowi w pierwszym odruchu często wydają się "przesadzone", wynikające być może z jakiejś zaślepionej pobłażliwości, niedoceniającej wagę i rozmiar zła, jakie się dokonało. Po chwili jednak i po zapoznaniu się z całością takich jak ta historii widzi on, że nie pobłażliwość i ślepota na rozmiar zła były motywem działań osób, których one dotyczą, ale przeciwnie, to pogłębione zrozumienie i jakieś wyostrzone spojrzenie na los drugiego człowieka (nie tylko obcego, ale także wrogiego przecież, będącego najskrajniej po tej "drugiej stronie"), w jakiś trudno zrozumiały sposób będące w stanie zastąpić naturalne reakcje i przyrodzoną sprawiedliwość czymś innym, czymś "ponad", umożliwiły im takie zachowania, były źródłem możliwości zawieszenia praw psychologii ludzkiej aż do tego stopnia.
To przykład tego, co w świecie ateizmu i materializmu nie mogłoby się po prostu wydarzyć (mam na myśli zachowanie rodziny ofiary, nie samej bohaterki artykułu, choć ono samo też jest "nienaturalne" i będące w konflikcie z prawem/potrzebą przetrwania).
Źródło
Twój blog daje mi siłę.
OdpowiedzUsuń